Czasem staję przed lustrem i stwierdzam: co ty tu robisz dziewczyno, kompletnie nie pasujesz do tego świata! Zupełnie nienormalna, zupełnie pokręcona. Nie gram dobrze z całą resztą. Nie pasuję do autobusu, w którym jeżdżę codziennie do szkoły, nie pasuję do chłopaka (chyba, że byłby tak samo głupi jak ja), nie pasuję do wzorców idealnej córki czy uczennicy. Więc: łot ar ju duing hir?
Jestem sama w domu. Telefon wyłączony, gdybym nie pisała teraz tego posta na pewno wyłączyłabym internet. Słyszę dźwięki, których nigdy nie słyszę, kiedy cała szalona rodzina jest w domu. Mam wrażenie, że gdzieś tam niedaleko dochodzą do mnie odgłosy rosnących kwiatów na tarasie, a teraz słyszę wiatr, chłodny jesienny wiatr, spadające liście, kasztan uderzył o chodnik, oddech mojej świniuli (<3). Odpoczywam: ja, dom, romantyczna kolacja z fizyką. A co do jedzenia to dziś nażarłam się za siedmiu i jeszcze więcej. W takie dni nabieram kilogramów, których na pewno mi trzeba.
Zapraszam Was do oglądania zdjęć w mojej sukience DIY, ulubionym grubym swetrze od foyba (idealnym na długie, jesienne spacery) i uwaga... koturnach, co u mnie jest rzadkością.
Ściskam Was
Marysia
buty- CCC | sweter- fobya | sukienka- DIY | okulary- eokulary | zegarek- Daniel Wellington | naszyjnik- no name | torebka- pożyczona :*